Dołącz

7 kwietnia 2020

Jaka matka, taka córka

Basia i Magda - mama i córka. Są dla siebie inspiracją w działaniach. A te wzajemne inspiracje doprowadziły je do wolontariatu w Biurze Młodych Fundacji Anny Dymnej „Mimo Wszystko”.

Magdalena Rzymkowska pracuje jako nauczycielka informatyki w szkole integracyjnej. Częścią Biura Młodych jest już tak długo, że w pierwszej chwili z trudem przypomina sobie, jaki to był miesiąc czy dzień, w którym znalazła się w fundacji. Barbara Rzymkowska zakończyła już karierę zawodową, ale wcześniej również była związana z młodzieżą. Jej także w pierwszej chwili trudno przypomnieć jest sobie sam początek

Pierwsze spotkanie Magdy z działalnością fundacji było około 14-15 lat temu. Przypadek? Trudno powiedzieć. Ja dołączyłam może rok później, bez wahania i zastanawiania się. Uważamy, że tak w naszym życiu musiało się stać. Za każdym razem decyzja o działaniu była spontaniczna, natychmiastowa, zdecydowana i do dzisiejszego dnia wspólna, oczekiwana z niecierpliwością. I chociaż, jak to w życiu, spotykają nas również różne okropne przeciwności losu, staramy się zawsze być gotowe do współpracy, bo po prostu jesteśmy w tej fundacji zakochane – twierdzi Basia.

Zanim Magda trafiła do fundacji, chętnie i często angażowała się w działalność Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy oraz Centrum Edukacji i Rehabilitacji „Nasz Dom”, w którym pracowała jej mama.

Tam poznałam charakter pracy z osobami specjalnej troski, a doświadczenia, które zdobyłam, pomogły mi w wyborze kierunku studiów. W ośrodku, jako wolontariuszka, opiekowałam się i pomagałam w nauce osobom z różnym stopniem niepełnosprawności i próbowałam pokazywać inny świat, niż dom i ośrodek. Tam też, w 2002 roku, powstał integracyjny „Teatr Prawdziwy”, a ja stałam się jedną z pierwszych jego uczestniczek, występując wspólnie z osobami z niepełnosprawnościami. Zrozumiałam wtedy, że teatr próbuje otworzyć hermetyczny świat osób o różnym stopniu niepełnosprawności, także intelektualnej. Było to niesamowite przeżycie – wspomina.

„Teatr Prawdziwy” zaczął odnosić sukcesy. Wolontariusze zaangażowani w jego działalność zostali „Wolontariuszami roku 2005”, w ramach konkursu „Barwy Wolontariatu”. Podczas gali wręczenia nagród Magda poznała Martę Kądzielę, od której dowiedziała się o Festiwalu Zaczarowanej Piosenki. Zainteresowała się tym wydarzeniem. Wcześniej to Basia chętnie zabierała ze sobą Magdę do „Naszego Domu”, pokazywała kierunek. Role się odwróciły i, za przykładem córki, sama związała się z Biurem Młodych.

Magda pomagała jako wolontariuszka, a ja wtrącałam się niewinnie i robiłam ukradkiem wszystko, by też pomóc. To, co czułam i zobaczyłam, odebrało mi oddech. Byłam dumna, że ktoś wymyślił taki festiwal, że istnieje taka fundacja, że istnieją tacy piękni, pomocni ludzie, że osoby z niepełnosprawnościami mogą wyjść poza swoją domową przestrzeń i pokazywać światu, ile w nich piękna i różnorodnych zdolności, zainteresowań. Był to czas, kiedy byłam bardzo chora, ale stałam się zaczarowana na Zaczarowanej. Chłonęłam wszystko i poczułam miłość. Poznałam osoby pracujące i tworzące zespół fundacji, obserwowałam wolontariuszy z boku i zazdrościłam im tego, że mogą tak pięknie pomagać. Wstydziłam się zapytać: „A ja, mogłabym też…?”. Ukradkiem włączałam się w pomoc i byłam z tego powodu bardzo szczęśliwa, choć nieco nieśmiała. Przez chorobę straciłam pracę, poczułam się niepotrzebna. Kochana Janina Dudzik, wicedyrektor fundacji, dodała mi skrzydeł. Pomagałam i nagle zapomniałam o latach, o swojej chorobie, chciałam dać cząstkę siebie.

Basia nie mogła przejść obojętnie obok Festiwalu Zaczarowanej Piosenki. Nie pozwoliłyby na to jej wrażliwość, ciekawość świata i chęć angażowania się w różne sprawy. Marzyła o tym by zostać aktorką. Nie udało jej się to, więc została polonistką. Interesowała się psychologią, więc skończyła jeszcze oligofrenopedagogikę. W swoim dorosłym życiu dużo pracowała z młodzieżą, chętnie przeprowadzała wspólnie z nimi wiele akcji charytatywnych i pomocowych.

Kiedyś ta pomoc nie była tak nagłaśniana, cieszyła mnie jej bezinteresowność, spontaniczność, zaangażowanie. To była niesamowita radość, gdy się coś udało – zaznacza.

Drugie studia pozwoliły jej na podjęcie pracy w Centrum Edukacji i Rehabilitacji „Nasz Dom” w Zabrzu. W pomoc swoim podopiecznym wciągnęła córkę, która, z dnia na dzień, mocniej się w nią angażowała. Był to czas, który mocno wpłynął na obie nasze wolontariuszki. To właśnie wtedy Basia dostrzegła piękno osób z niepełnosprawnością.

Obserwując rozwój, zaangażowanie dzieci i młodzieży tego ośrodka, zrozumiałyśmy jak ważna jest integracja z takimi osobami. Jak ważne jest pokonywanie wszelkich barier, by te osoby mogły wychodzić na ulice, by rodzice mogli poczuć, że ich dzieci są wspaniałe, mimo różnorodnej niepełnosprawności; że mają prawa takie same jak osoby pełnosprawne. Poznawałam ich mądrość, talenty, zainteresowania. Żeby jednak poczuli to szczęście, potrzebni są im inni ludzie. Nie tylko rodzice, którzy wskażą możliwość rozwoju, powiedzą, co zrobić i w jaki sposób zadziałać, by wyjść do społeczeństwa i, mimo niepełnosprawności, poczuć i uwierzyć, że świat jest otwarty dla każdego i każdy ma prawo do szczęścia.

Magda od dziecka spotykała w swoim otoczeniu osoby z niepełnosprawnościami. Wszystkie te spotkania zostały w jej pamięci. Fascynacja działalnością Jurka Owsiaka, współpraca z „Naszym Domem” oraz gra w „Teatrze Prawdziwym” stały się dla niej źródłem inspiracji

Chciałam zrobić coś dobrego dla innych, chciałam pokonać strach, lęk, budziła się we mnie ciekawość, jakie są osoby z niepełnosprawnościami, jaka ja jestem wobec nich i tego świata. Zadawałam sobie pytanie, czym się różnię od takich osób, czy podołam w robieniu czegoś bezinteresownie dla innych. Myślę, że zdałam sobie również sprawę z tego, że jestem komuś coś winna, ponieważ mnie też ktoś pomógł, gdy sama ciężko chorowałam w dzieciństwie. Uważam też, że moje skryte wnętrze pcha mnie również do takiego działania. Dużo przez to się uczę, wiele doświadczam, odkrywam siebie i innych.

Kiedy Magda zaczęła udzielać się jako wolontariuszka Biura Młodych podczas Festiwalu Zaczarowanej Piosenki i „Albertiany”, mając w pamięci doświadczenia z „Teatru Prawdziwego”, postanowiła napisać pracę licencjacką, a później także rozszerzyć ją o pracę magisterską na temat teatroterapii i edukacji teatralnej wśród osób niepełnosprawnych

Przygotowując się do pisania pracy magisterskiej, przeprowadziłam bardzo interesujący wywiad z Anną Dymną, który stał się inspiracją i jeszcze bardziej utwierdził mnie w przekonaniu, że osoby z różnymi niepełnosprawnościami, to takie same osoby jak ja, tylko może w różnych dziedzinach życia jest im trudniej. Ale warto im pomagać, by mogły pokonać przeszkadzające im w realizacji siebie bariery, by mogły pokazać swoje zdolności i wewnętrzne piękno.

Magda w tym czasie odwiedziła też próby Teatru „Radwanek”, zaczęła poznawać fundację coraz bardziej. Brała udział w różnych wydarzeniach: „Albertiana”, „Małe Kilimandżaro – Mazury 2010”, obóz dla wolontariuszy w Lubiatowie… Długo by wymieniać. Razem z Basią chętnie promowały działania fundacji na Śląsku, organizowały zbiórki do paczek świątecznych dla podopiecznych fundacji, włączając w te działania swych znajomych. Dzięki temu obie zebrały wiele wzruszających wspomnień. Ich ukochanym projektem jest chyba jednak ten największy w fundacji.

Każdego roku z niecierpliwością oczekujemy terminów półfinału i finału Festiwalu Zaczarowanej Piosenki, żeby móc tak zagospodarować czas, byśmy mogły być wolontariuszkami podczas tego wydarzenia. Bardzo żałujemy, że w tym roku festiwal się nie odbędzie.

Mimo że prywatne życie nie zawsze było dla Basi i Magdy łatwe, na swojej drodze spotkały też ludzi, którzy im pomogli. Chciały się odwdzięczyć. I robią to przez całe życie. Może weszło to już w ich krew? Basia twierdzi, że we wszystkim najważniejszy jest człowiek.

Bezinteresowne dawanie siebie, tak określam bycie wolontariuszką. W bezinteresowności zawarta jest wiara, że robisz dobrze, chcesz dobrze, że nie czekasz na pochwały, zapłaty. Przyznam jednak, że czuję to, że w zamian otrzymuję od innych coś ze zdwojoną siłą – wyznaje.

Na pytanie, czym dokładnie jest dla nich wolontariat, mówią zgodnie:

Po prostu dawaniem siebie, spontanicznie lub celowo, bez oczekiwania na wdzięczność, to działanie bezinteresowne, ale nastawione na dobro. Prawie codziennie spontanicznie wykonujemy jakieś działania, nie zastanawiając się, czy ktoś nam za to zapłaci, podziękuje, przytuli. A jeśli rozszerzymy to na coś więcej, np. działalność w fundacji, to jeszcze piękniej można to przeżywać, bo działanie jest globalne, szerokie, dotyka więcej osób, rzeczy. Zwykła dobroć pcha nas do działań wolontariackich. To również zmierzanie się z życiem. Celowe dawanie siebie, by komuś pomóc, organizowanie czegoś dla innych – to dopiero jest frajda, bo ma się świadomość bycia. Każdy człowiek potrzebuje być potrzebnym, by życie nie stało się stagnacją i pustką, by nabrało wartości. Myślimy, że mamy w sobie chęć niesienia pomocy innym. Życie to nie wegetacja, to działanie. Czasami drobnostka może uszczęśliwić kogoś drugiego i nawet gdyby to miało być chwilą, to warto tę chwilę dać drugiemu. Przecież chodzi o to, aby każdy człowiek w życiu czuł się lub chociaż by na chwilę poczuł się szczęśliwy. Wolontariat wniósł w nasze życie same pozytywne rzeczy, nauczyłyśmy się zauważać drugiego człowieka, zatrzymywać się na chwilę, by z nim być i tej chwili nie odkładać na później. Nauczyłyśmy się zastanawiać nad wartościami, co dobre, co złe, zastanawiać się nad tym, co jest w życiu najważniejsze. Spotkałyśmy sporo ciekawych ludzi, których warto było posłuchać. Otrzymałyśmy wiele mądrych wskazówek jak żyć, jak pomagać innym, zdobyłyśmy różne doświadczenia.

Dla Basi i Magdy najważniejszy jest człowiek. Na swej drodze, zarówno tej zawodowej, jak i w Biurze Młodych czy podczas innych wolontariatów, spotkały wiele osób, które pokazywały, ile znaczy wzajemna akceptacja i jak ważne jest pokonywanie barier. Być może to dzięki podobnym spojrzeniom na świat, wciąż chcą być częścią Fundacji Anny Dymnej „Mimo Wszystko”.