14 lipca 2013
Słońce już wstało, my jeszcze nie. Nagle poranną ciszę przerwał donośny pisk…. W niejednej głowie zrodziła się myśl: „Niech ja go tylko dorwę!!!”. Nagle do namiotu Asi i Agaty zapukał….. barwny klaun, bez słowa prosząc o odrobinę pasty do zębów. No cóż chyba wszystkiego można się tutaj spodziewać. W końcu legendy krążące wokół Lubiatowa nie rodzą się z powietrza.
W trakcie przygotowanego przez nas śniadania nadal krążył pomiędzy nami ów klaun, ciągle nie puszczając pary z ust. Po śniadaniu przyszedł czas na odprawę i rozdzielenie zadań, których było co niemiara. Część z nas, w towarzystwie klauna, udała się na obchód po obozowisku, znacząc ścieżki, granice i czyhające na nas potencjalne zagrożenia. Inni zajęli się przystosowaniem namiotów konferencyjnego i kuchennego. Powoli z panującego w nich chaosu zaczęły wyłaniać się stoły, krzesła, patelnia i wiele innych przedziwnych sprzętów. Pomiędzy nami ciągle przewijał się klaun, który nadal, nie wypowiadając ani słowa, podrzucał nam coraz to nowe i świetne pomysły. Z jego pomocą wiele z problemów nie do przeskoczenia znajdowało rozwiązanie. Zbudowana poprzedniego dnia łazienka nagle zaczęła nabierać barw, wpisując się w zielony krajobraz otoczenia. Na jej ścianach nasi zdolni Wolontariusze wymalowali, piękną łąkę porośniętą paprociami, kwiatami, znalazła tam też swoje miejsce dżdżownica i motyle. Nasi dwaj dzielni Mateusze zmagali się, z pamiętającą zamierzchłe czasy, westalką. To coś, co przez najbliższe dni zastąpi nam kuchnie. Następnie poszły w obroty: wkrętaka, wiertarka, piła, siekiera, młotek i tucker. Dzięki temu chłopcy stworzyli mnóstwo niezwykle przydatnych i innowacyjnych rozwiązań znacznie ułatwiających obozowe życie. Powoli nasze brzuchy zaczęły domagać się obiadu, na co lekiem okazała się przygotowana przez nas zupa pomidorowa. Kiedy wszyscy razem zasiedliśmy do stołu, mieliśmy czas na chwilę odpoczynku. Sprzyjała też temu niezwykle przyjemna, słoneczna pogoda. Po obiedzie mieliśmy czas na wspólną odprawę, która podsumowała to, co udało nam się zrobić. Był to też czas na wspólne przemyślenie naszej pracy. Ważnym elementem tego spotkania było to, że poznaliśmy prawdziwą twarz klauna. Pan Olaf na co dzień jest wolontariuszem Fundacji „Dr Clown” i poprawia humor chorym dzieciom przebywającym w szpitalach. Opowiedział nam nie tylko o swojej pracy, ale przekazał też własne przemyślenia na temat naszej dzisiejszej wspólnej pracy z perspektywy kogoś różniącego się od reszty i będącego nowym w znającej się wcześniej grupie. Wszyscy chyba są zgodni co do tego, że dzień spędzony z Panem Olafem był dla nas cennym doświadczeniem i nauką. Po obiedzie nie było czasu na sjestę. Nadal pozostawało mnóstwo rzeczy do zrobienia. Musieliśmy dokończyć wszystko to, czego nie dało się zrobić przed obiadem. Kolejnym wyzwaniem okazała się ogromna plandeka, którą musieliśmy zagospodarować. Pojawił się pomysł, aby wyznaczyła ona Strefę Pozytywnego Myślenia. Uruchamiając swoje kreatywne myślenie, stworzyliśmy baner, z którego uśmiechają się do nas twarze naszych Pracowników, Podopiecznych oraz, oczywiście, Pani Anny Dymnej. Widać więc, iż pojęcie recyklingu nie jest obce naszym Wolontariuszom. Kolejnym zadaniem było stworzenie nazwy obozowiska oraz totemu, który będzie nas strzegł. Ze względu na to, iż cały dzień uwijaliśmy się jak mrówki, oczywista wydała nam się nazwa „Zielone Mrowisko”, bo także kolor zielony nie jest nam obcy. Co za tym idzie, naszym totemem stała się, prężąca muskuły, Mrówka. Zbudowaliśmy ją z drewnianych krążków, gałązek i sznurka. Teraz wspina się po kiju wbitym w zbudowane przez nas mrowisko, w którym na pewno swoje miejsce znajdą również prawdziwe mrówki. Po tym pracowitym dniu mogliśmy zasiąść wokół płonącego już ogniska i w ten sposób wspólnie spędzić ten przyjemny wieczór. Znalazł się też czas na małe święto. Otóż Asia Ziarkowska obchodziła swoje urodziny. Wspólnie odśpiewaliśmy „Sto lat”, przyszedł czas na prezenty i symbolicznego dziecięcego szampana. I już do końca wieczoru toczyliśmy długie rozmowy, siedząc przy ognisku. |