Dołącz

13 lipca 2013

Lubiatowo 2013, dzień pierwszy

Budzik. Szybkie zbieranie i bieg do pociągu …. Tak dla większości z nas rozpoczęła się wielogodzinna podróż do obozowiska w Lubiatowie….. Niejednemu z godziny na godzinę serce zaczynało bić coraz szybciej pobudzane świadomością, że już za kilka chwil dotrze tam, gdzie rodzą się fundacyjne legendy.

Po dotarciu do pięknej miejscowości Lubiatowo przyszedł czas  na zastanowienie się, gdzie dalej iść….. Mały rzut oka na okolice… jest sklep, co oznacza, że i punkt informacyjny działa….  „Trzeba iść prosto, cały czas prosto” – powiedziała przemiła ekspedientka. Tylko jak tu iść prosto, kiedy jest się na rozdrożu? Ale cóż… Idziemy. Droga niesamowicie się ciągnie, a po obu jej stronach nie widać niczego prócz kilku gospodarstw agroturystycznych i niezliczonych drzew. Plecak daje znać, iż nie jest wcale taki lekki. Rodzi się w głowie magiczne pytanie osiołka ze Shreka: „Daleko jeszcze?”. Po dłuższym marszu oczom zaczyna ukazywać się wielki budynek przyszłych Warsztatów Terapii Artystycznej i fundacyjne banery. Cel osiągnięty. Trafiliśmy. Teren ośrodka powoli zamienia się w pole namiotowe. Jest cudnie.
Punkt 19.00, kiedy już prawie wszyscy byli na miejscu, zaczyna się odprawa. By trochę się poznać, Kasia zaproponowała „rundkę zapoznawczą”. Po przedstawieniu się przyszedł czas na pierwsze zadanie, które polegało na przekonaniu Pana Darka, opiekuna fundacyjnego terenu, do oddania nam przywiezionych przez kuriera paczek, zaniesieniu ich w jedno miejsce, rozpoznaniu i posortowaniu tego, co tam jest, a na wszystko była zaledwie 40 minut… Nie było to łatwe  zadanie ponieważ Pan Darek w mistrzowski sposób udawał, że o niczym nie wie. Ale moc chóralnego „DZIŃ-Doooo-BRYyyy!” oraz siła grupowej perswazji zrobiły swoje. Mamy pudła. Przy ich otwieraniu emocje przypominają momenty z dzieciństwa, kiedy otwierało się kinderniespodziankę i nikt nie wiedział, co jest w środku. Daliśmy radę. W naturalny sposób podzieliśmy się pracą: jedni ogarniali namiot, by można było przenieść do niego posortowane pudła, reszta zajęła się sortowanie i opisywaniem kartonów. Kiedy czas na wykonani e zadania mijał, odbyła się kolejna odprawa, na której przedstawiliśmy efekty swojej pracy. Kasia Walaszek opowiedziała nam o podstawowych zasadach panujących na terenie obozowiska, następnie przyszedł czas na przygotowanie kolacji i dokończenie „ogarniania” naszych zasobów. Nasza sprawna ekipa uwinęła się bardzo szybko z tym zadaniem. Po niespełna godzinie, przy stole przykrytym „białym obrusem”, tacy artystycznych kanapek oraz blasku świec, odbijanym od kubków termicznych, wznieśliśmy herbatą toast. Na początku wszyscy z uśmiechami na ustach patrzyli na siebie nawzajem, w duchu wiedząc już, że to będzie niezwykły czas. Rozmarzone miny mówiły jedno: jest dobrze… Po „rozbrojeniu” kreatywnych kanapek i sprzątaniu po kolacji, zaopatrzani w latarki i dobre humory, poszliśmy nad morze. Widok zapierał dech w piersiach. Przy świetle lampionów każdy powiedział kilka zdań o sobie…. Wracając z plaży, nikt nie miał złudzeń „Ruszamy na wielką przygodę”. To na pewno będzie niezwykły czas….