Dołącz

23 czerwca 2009

Czym było dla nas Zwyciężać Mimo Wszystko?

Wielkim wydarzeniem, radością, „miejscem” spotkania ciekawych ludzi, a może życiowym wyzwaniem? Zapraszamy wszystkich wolontariuszy do dzielenia się swoimi wrażeniami.

To był mój pierwszy Festiwal

Trudno ująć w słowa to, co przeżyłam, ale spróbuję 🙂

To był mój pierwszy festiwal i szczerze powiem, że nigdy nie przeżyłam takich wspaniałych, zabawnych a zarazem bardzo stresujących i męczących chwil. To był po prostu szał ;-). I wiecie co? Bardzo mi się to podobało! Mimo że zanim się w ogóle zaczął Festiwal, ledwo ruszałam nóżkami, ale ja w sumie lubię takie dobre zmęczenie. Dzięki „Zaczarowanej”  poznałam mnóstwo pozytywnych ludzi i właściwie nie było osoby, która nie uśmiechnęłaby się do mnie, mimo że kompletnie się nie znaliśmy. Wszyscy byli bardzo otwarci i mili ;-). Bardzo podobały mi się zajęcia do których byłam „oddelegowana”, zwłaszcza opiekowanie się sportowcami – to było super! I co fajniejsze niedługo po festiwalu do mnie napisali ;-). Aha, i w tym miejscu muszę podkreślić, że  Czyżu jest super koordynatorem – miał naprawdę ogromną cierpliwość do milionów moich pytań na minutę ;-). Najwięcej emocji towarzyszyło mi w czasie finału imprezy, kiedy okazało się, że jestem potrzebna przy wprowadzaniu „Ptaszków” i finalistów na scenę. Bardzo się wtedy stresowałam. Możliwe że przeżywałam wszystko bardziej od tych, którzy występowali. Poza tym ogromnie się cieszyłam, że mogę zobaczyć festiwal „od kuchni”. Jedyną rzeczą, która mnie męczyła było to, że jedna osoba prosiła, żeby coś zrobić, a za chwilę przychodził ktoś inny i pytał, kto mi to kazał robić, bo źle robię i trochę nie wiadomo było, kogo słuchać. Myślę, że fajnie byłoby też gdyby do przyszłego roku niektóre osoby popracowały nad tzw. „poczuciem własnego obciachu” i nie wstydziły się szaleć w czasie koncertu i rozkręcać widowni. Szczególnie, gdy się jest w grupie zabawowej ;-).

Tak czy siak było cudownie!!! Trudno mi teraz wrócić do normalności, bo brakuje mi tej atmosfery, radości, szału. Jedyne czego żałuję to tego, że przyszłam do Fundacji tak późno… Już się nie mogę doczekać przyszłego roku! Jak będzie trzeba, to mogę nawet popilnować wody w bramie ;-). Dziękuję za wszystko!

Joasia

„Każdy ma swoje Kilimandżaro”

Niektórzy piszą o Festiwalu Zaczarowanej Piosenki, inni o zmaganiach sportowych, a ja chciałabym napisać o pewnej konferencji…

Każdy ma swoje Kilimandżaro – to myśl, która po zakończeniu FZP towarzyszy mi do dzisiaj. Największym przeżyciem była dla mnie konferencja pod tym tytułem, która odbyła się w sobotę w MCK na Rynku Głównym. Mogłam nie tylko witać przybywających i dbać 
o to, żeby na stołach była wystarczająca ilość pączków i soków, ale przede wszystkim przysłuchiwać się temu, co mówili uczestnicy. Wywarło to na mnie bardzo duże wrażenie. Najbardziej podobała mi się myśl, że tak naprawdę każdy z nas ma taką górę, na którą musi 
w swoim życiu wejść. Nie jest ważne, czy ktoś nie ma nogi, ręki, czy też jest całkowicie sprawny fizycznie. Jeśli osiągnie coś, co jest dla niego ważne, a przy okazji przełamie jakieś bariery, wtedy osiągnie swoje Kilimandżaro. Siła i optymizm obecne w uczestnikach konferencji na długo zostaną w mojej pamięci… Kiedy patrzyłam na całe rodziny, wśród których były też niepełnosprawne dzieci przysłuchujące się wypowiedziom, to coś dobrego rosło w sercu… Po raz kolejny przekonałam się, że im częściej przebywam w towarzystwie osób niepełnosprawnych, tym coraz bardziej zapominam o ich fizyczności i widzę w nich po prostu osoby takie jak my. To naprawdę miłe uczucie, którego nie można się nauczyć w żadnej szkole, a takie imprezy jak Festiwal Zaczarowanej Piosenki to umożliwiają. Ludzie naokoło bardzo miło reagowali na wolontariuszy w zielonych koszulkach.

Podczas „Zwyciężać Mimo Wszystko” poznałam wiele fantastycznych osób. Ogromne wrażenie wywarła na mnie postawa Kasi Walaszek, która zawsze wiedziała, co i gdzie się dzieje, w każdej chwili można było do niej zadzwonić i poradzić się w razie jakichkolwiek problemów. Po raz kolejny przekonałam się także, że gimnazjalista ze studentem są w stanie sie porozumieć, mimo dużej różnicy wieku, i za to dziękuję Jagodzie – dawno nie spotkałam tak pogodnej i pełnej energii osoby. Dziękuję!!!

Kasia

 

Wolontariuszka z „zaczarowanego” tramwaju

Naszym znakiem rozpoznawczym jest zielona koszulka. Fakt, że możemy ją nosić jest dla nas wielkim wyróżnieniem, ale zielony kolor także do czegoś zobowiązuje…

Tylko raz w roku jest taka okazja, aby cała wolontariacka brać mogła się wspólnie spotkać, a następnie przyczynić do tak wielkiego dzieła Fundacji. Mimo iż cały rok sumiennie angażujemy się w różnorodne działania Fundacji, to jednak Festiwal Zaczarowanej Piosenki wymaga od nas najwięcej wysiłku i jego najbardziej wyczekujemy. Dla mnie wielką zaletą Festiwalu jest możliwość współpracy z wolontariuszami Kronenberga czy Fundacji WOŚP. Wszyscy mieliśmy ręce i serca pełne zadań.

Ja w tym roku działałam m.in. w „zaczarowanym tramwaju”, który sunął po krakowskich ulicach. Fajnie było obserwować reakcje ludzi. Wielu z nich nie wierzyło w to, że można się przejechać tramwajem zupełnie za darmo! Tymczasem wszystko co się tam działo było od początku do końca za free. My też poświęciliśmy swój czas, nie oglądając się na zapłatę. Wystarczyło nam, że mogliśmy tam być i cieszyć się niezwykłą atmosferą radości. Ponieważ w tramwaju nie działał czytnik DVD przez cały czas przygrywał nam festiwalowy przebój – „Asa Taradasa”. Naprawdę można było się go porządnie wyuczyć na pamięć przez tych kilka godzin ;-). Mam nadzieję, że w przyszłym roku repertuar muzyczny będzie bardziej urozmaicony ;-). Sporo też z Krzyśkiem mówiliśmy – opowiadaliśmy wszystkim pasażerom o Fundacji, Festiwalu, Radwanowicach… W pewnym momencie gardło odmówiło mi posłuszeństwa. Na szczęście nadal mogłam robić z dzieciakami rysunki. Moim ulubionym „malunkiem” był tramwaj dymny :-). Kto wie, może kiedyś taki wehikuł będzie jeździł pod Wawelem? To by było coś!

Z tramwaju przeszłam płynnie na Rynek, pod scenę główną, gdzie odbywały się finałowe koncerty. Miejsce pod sceną było terenem działania wolontariackich wodzirejów ;-). To oni rozkręcali zabawę, zarażając dobrą energią cały Rynek. Zielone koszulki było widać dosłownie wszędzie! Z rzeczy, które – moim zdaniem – należałoby w przyszłym roku ulepszyć, jest sektor dla osób na wózkach, dobrze by było, gdyby takie miejsce powstało. Bo część „wózkowiczów” schowanych w tłumie, niewiele mogło zobaczyć z tego co się działo na scenie :-). Na koniec chciałabym wystosować odezwę do wszystkich „zielonych” :-). Kochani, ta zielona koszulka nas do czegoś zobowiązuje! My – wolontariusze jesteśmy do pomocy, a nie do robienia wielkiego medialnego show. Mam nadzieję, że w przyszłym roku będziemy o tym pamiętać :-).

Agnieszka