Dołącz

23 grudnia 2008

Kto może zostać wolontariuszem „Mimo Wszystko”?

Czasem chęci są jak ziarno, które kiełkuje i w kolejnej fazie rozkwita wraz z pięknymi celami i czynami, które pozwalają zwyciężać mimo wszystko.

W 2003 roku studenci ASP w Krakowie poprosili Annę Dymną o pomoc w organizacji aukcji, która miała być wsparciem dla ich chorego kolegi. Zapał jaki emanował od młodych ludzi sprawił, że Anna Dymna zaproponowała studentom współpracę pod skrzydłami Fundacji „Mimo Wszystko”, to właśnie wtedy zaczęła funkcjonować oddział „Studenci – Studentom”. Rok później, w 2004, narodził się pomysł stworzenia „Biura Młodych”, gdzie studenci mieli kontynuować swoją działalność. Nikt wówczas nie przypuszczał, że z biegiem lat oddział stanie się skarbnicą wolontariuszy i nabierze takiego rozpędu.

Wolontariat na początku nie miał ram instytucjonalnych. Z czasem zaistniał w organizacjach. Tę transformację można uznać za bardzo potrzebną, bo cudownie jest, gdy ludzie mogą się jednoczyć we wspólnej pomocy pod patronatem danej instytucji. Wolontariusze „Mimo Wszystko” to grupa kreatywnych osobowości, które samodzielnie inicjują akcje, poddają nowe pomysły, które z czasem wchodzą w życie, zawiązując jednocześnie między sobą mocne więzi przyjaźni. Przekonali się niejednokrotnie, że wspólne dzielenie radości, łzy szczęścia pojawiające się w chwili, gdy emocje są nagie, a zachowania spontaniczne, zacieśniają więzi i pozwalają poznać się lepiej. Nie każdy od początku jest gotowy, aby od razu stawić czoła niepełnosprawności podopiecznych, ale z czasem większość do tego dojrzewa.

Przed wolontariuszem stawiane są często bardzo odważne i odpowiedzialne zadania. Ale – większość przekonuje się – że każda próba jest ważna i potrzebna, bo niesie za sobą doświadczenie. Daniel jest jednym z wolontariuszy, który ma bardzo długi staż w Biurze Młodych, działał też w innych organizacjach. Był jednym z wolontariuszy, który od momentu przyjścia do nas postanowili, że będą bezpośrednio pomagać osobom z niepełnosprawnościami – zdecydował się pomóc konkretnemu człowiekowi…

Daniel Wiśniowski:
W Fundacji znalazłem sie całkiem przypadkowo. Dużo wcześniej pomagałem w kilku innych fundacjach i stowarzyszeniach. Trafiła w moje ręce ulotka, gdzie w kilku zdaniach była opisana działalność Fundacji. Pomyślałem, że fajnie byłoby im pomóc, bo robią ważne rzeczy. Zadzwoniłem do Fundacji i zapytałem w jaki sposób mogę pomagać, dostałem namiary do Kasi Walaszek. Spotkałem się z nią i tak to się zaczęło… Na początku dostałem podopiecznego Pana Rysia, do którego jeździłem dwa razy w tygodniu, żeby mu pomagać. Była to osoba sparaliżowana. Czułem się bardzo zagubiony.. czułem, że nie jestem jeszcze gotowy, aby na samym początku, być tak blisko osoby niepełnosprawnej. Przerosło mnie to! Wytrzymałem tylko trzy miesiące, a wewnętrznie czułem, że były to trzy lata. Dziś jednak wiem, że każdy dzień nauczył mnie czegoś innego… otworzyłem oczy i doceniłem to, co posiadam – dwie ręce, dwie nogi, mowę, sprawność, która pozwala mi funkcjonować samodzielnie. Podczas Woodstocku sprzedawałem gadżety fundacyjne, podobnie jak podczas akcji – „Święto Majsterkowicza” w Leroy Merlin. Od trzech lat pomagam w organizowaniu koncertu Zaczarowanej Piosenki, a podczas ostatniej edycji organizowałem ”Wesoły Tramwaj”, gdzie każdy mógł zasięgnąć informacji o działalności Fundacji, bądź wziąć udział w konkursie. Co mi daje Fundacja? W jakimś stopniu spełnienie… odskocznię od dnia codziennego – pracy czy uczelni. Dziś pomagam, bo mam siłę, chęci i czas, ale mam też cichą nadzieję, że jeśli kiedyś będę w potrzebie, to znajdą się ludzie, od których również otrzymam pomoc. Poznałem wielu wspaniałych przyjaciół o podobnym światopoglądzie, czerpiących radość i uśmiech nawet z drobnych, skromnych uczynków…, a moim wielkim autorytetem jest sama postać Pani Ani.

Losy wolontariuszy toczą się różnie… W przypadku Ani i Michała zakończyła się ona etatem w „Mimo Wszystko”, ale dalej czują się wolontariuszami. Historia każdego z nich jest inna. U Ani wszystko zaczęło się przypadkowo i to w najlepszej chwili, bo pozwoliło jej przetrwać czas kiedy w głowie kłębią się różne myśli, kiedy człowiek podąża pewna drogą, ale zastanawia się czy tą dobrą. Na szczęście zapaliło się zielone światło.

Ania Flasza:
Nazywam się Ania Flasza, mam 24 lata. Przez 1 rok i 8 miesięcy byłam wolontariuszką Fundacji Anny Dymnej „Mimo Wszystko”, obecnie jestem pracownikiem tejże Fundacji. Zajmuję się fundraisingiem. Jestem szczęśliwa, bo po pierwsze robię to, co lubię, a po drugie razem z ludźmi, których uwielbiam i na dodatek w Fundacji, z której postawą społeczną całkowicie się identyfikuję.
Wszystko zaczęło się w grudniu 2006. To był jeden z tych momentów, które albo sprawiają, że zaczynamy coś robić, albo totalnie grzęźniemy w marazmie. Próbowałam wtedy określić jakoś swoją tożsamość (dalej próbuję). Chyba nie muszę pisać, że każdy ma to za sobą albo każdego to czeka . Ja właśnie byłam w trakcie tego procesu… utraty wiary w moją świetlaną przyszłość i uświadomienia sobie beznadziei przeszłości. Weszłam na stronę Fundacji, wypełniłam zgłoszenie i poszłam spać… Przyznam się, że zapomniałam o tym, że je w ogóle wysłałam i przypomniałam sobie o niej dopiero, gdy odebrałam wiadomość od Oli Zapiór. Dostałam wtedy w mailu ankietę, którą wypełniłam i odesłałam.
Po kilku dniach odezwała się do mnie Pani Kasia Walszek (tak właśnie o niej wtedy myślałam) i na początku mówiłam do niej per Pani. Umówiłyśmy się na pierwsze spotkanie. I Chyba to pierwsze spotkanie można tak naprawdę nazwać początkiem mojej przygody z „Mimo Wszystko”.
Jeśli ktoś zapyta mnie, o to, czy wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia powiem, że tak. Bo ze mną tak właśnie było – zakochałam się w Fundacji, w pracownikach od pierwszego wejrzenia! (nie wiem jak było z tej drugiej strony? i chyba nigdy się nie dowiem) …”

Motywacja i wielki zapał to przewodnie cechy Michała, które do dnia dzisiejszego funkcjonują w przestrzeni w jakiej się znalazł.

Michał Serwiński:
Zaczęło się prosto – w 2004 r. na drugim roku studiów. Od koleżanki, studentki Akademii Pedagogicznej, która była już wolontariuszką Biura Młodych, dowiedziałem się, że w Fundacji Anny Dymnej potrzeba pomocy przy pakowaniu płyt CD. Poszedłem. Nie pamiętam dokładnie jak wszystko potoczyło się dalej. Było wiele akcji, kolejne Festiwale Zaczarowanej Piosenki, Świąteczna Paczka, projekt maskotki, zaproszenia na imprezę Wolontariuszy Fundacji , no i Woodstock! Mało myślenia i gadania, dużo działania.
Najbardziej w pracy wolontariusza lubię ten moment, kiedy człowiek wpada w energetyzujący wir pracy i zapomina o bożym świecie! W tym stanie mogę całkowicie się zapomnieć!
Dziś jestem pracownikiem Fundacji, jednak w głębi serca nadal, czuję się wolontariuszem. Cieszę się, że mogę każdego dnia robić coś dobrego. Wiem, że jestem w dobrym miejscu, w dobrym czasie, co daje mi poczucie ogromnej siły!
Jadę z koksem!

Mimo, że są inni, to odnajdują ciągle wspólne cechy czy pasje. Wolontariat wiele wnosi do życia młodego człowieka, bo praca przeplata się z zabawą. Opłacają się długie wyczekiwania na kolejne edycje Festiwalu Zaczarowanej Piosenki, imprezy ozdóbkowe czy spotkania wolontariackie, gdzie nie jesteśmy wolontariuszami, a kręgiem przyjaciół, na których można liczyć, bo służą radą, zarażają uśmiechem i rozganiają smutki dnia codziennego. Biurem Młodych od 2006 roku kieruje Kasia Walaszek, która jednocześnie przewodzi naszym wolontariackim poczynaniom i jest naszym przyjacielem. Życie fundacyjne również nie pozostaje bez śladu w jej życiu… i myślę, że słowa Kasi są kwintesencją wszystkich wypowiedzi…

Co Ci daje Fundacja?
K.W.: Fundacja daje mi siłę i przekonanie, że jestem we właściwym miejscu. To fantastyczne, że praca może dawać tyle radości! Fundacja to ludzie. I nie myślę tylko o pracownikach, ale w szczególności o naszych podopiecznych i Wolontariuszach. Praca z Wolontariuszami… Oni są najlepszą wizytówką i obrazem tego co się dzieje w Fundacji. Są pełni energii, zaangażowania, chęci… czyli tego, co jest najpotrzebniejsze w tej pracy. To oni motywują mnie do działania, ich radość życia. Typowe: uśmiech podopiecznych, ciepły list, czy miły telefon z podziękowaniem. To niby takie nic, a dla nas najbardziej wartościowy komunikat zwrotny!
Co się zmieniło w Twoim życiu odkąd pracujesz z Fundacji? Czy nie jest tak, że postrzegasz świat inaczej albo dostrzegasz jakieś inne jego odcienie?
K.W.: Poznaje mnóstwo cudownych ludzi, i tych którzy chcą pomagać i tych, którym pomagamy. To największa wartość.