Dołącz

17 lipca 2013

Lubiatowo 2013, dzień piąty

Po wczorajszych nocnych rozmowach, dziś trudno nam się wstawało. Mimo niewyraźnych min i „oczu na zapałkach”, humory nam dopisywały. Podczas śniadania wyjątkowo często, z każdej strony stołu, padły hasełka warte „Oskara”, które do łez rozbrajały zarówno pracowników, jak i Wolontariuszy zamieszkujących obozowisko „zielonych mrówek”.

Po tym radosnym posiłku, Kasia Walaszek wykorzystała naszą dobrą energię i przeprowadziła dla nas warsztaty z elementami „jogi śmiechem”, podczas których np. rzucaliśmy niewidoczną piłeczką, witaliśmy się głośno śmiejąc się czy próbowaliśmy dosłownie „wyśmiać” każdą literę alfabetu. Jak wiadomo, śmiech jest zaraźliwy, więc chichraliśmy się wszyscy bez wyjątków, a ktoś patrzący na nas z boku mógłby sobie co nie co pomyśleć….. Ale przecież śmiech to zdrowie! A oprócz tego otwiera umysł i bardzo ułatwia pracę. Potwierdziła to dalsza część dnia.

Zaraz po tych warsztatach przeprowadziliśmy „grupową operację”, która miała na celu oczyszczenie wszystkich niedomówień i „kwasów” oraz podsumowanie czasu spędzonego do tej pory w obozowej brygadzie. Kiedy już wszystko było „pozszywane” i przegadane, mogliśmy z wolną głową przejść do kolejnego zadania. Kasia i Ania opowiedziały nam trochę o sobotnim pikniku, który mamy zorganizować, przybliżyły nam budżet oraz godzinę rozpoczęcia planowanej w Lubiatowie uroczystości. Następnie dały nam 2 godziny czasu na przeprowadzenie „burzy mózgów”, zostawiając nas sam na sam z samoprzylepnymi karteczkami, markerami i dużą tablicą do dyspozycji. Nasza kreatywność zdawała się nie mieć granic. W szybkim czasie tablica zapełniona była tysiącem karteczek z pomysłami i wizjami sobotniej integracji.

Następnym krokiem było posegregowanie wszystkich „karteczkowych” propozycji na grupy docelowe. Po ekspresowym obiedzie, przeanalizowaliśmy i skonsultowaliśmy nasze pomysły z Kasią, Gosią, Kasią Bąk oraz Anią. Około godziny 17.00 przyjechali do nas mieszkańcy Lubiatowa, którzy chcą nam pomóc w organizacji sobotniego pikniku. Zuzia, która stanęła na czele lubiatowskiej ekipy, z ogromnym uśmiechem na twarzy opowiadała nam o swoim zaangażowaniu w wolontariat. Po przedstawieniu zarysu przewidzianych przez nas na sobotę działań, okazało się, iż pomoc lubiatowskiej ekipy przechodzi nasze najśmielsze oczekiwania. Zuzia była niczym książka telefoniczna, w swoim telefonie miała numery do wszystkich potrzebnych nam na pikniku osób: jak lekarze, lokalni policjanci czy strażacy albo wójt. Serce i chęć zaangażowania się w pomoc, jakie wykazali mieszkańcy Lubiatowa podczas spotkania, wywołały na naszych twarzach ogromne uśmiechy i pewność, że z taką ekipą podbijemy świat. To, co mówili zaproszeni do nas goście, budowało nasze serca i rozpalało w nich jeszcze większy entuzjazm. Bowiem „każdy z nas ma w sobie olbrzyma, o którego istnieniu, być może, nie wie, ale czasem wystarczy go obudzić i człowiek zaczyna inaczej funkcjonować”. To zdanie, wypowiedziane zupełnym przypadkiem przez Zuzię, obudziło w nas siły, o których istnieniu nie mieliśmy nawet pojęcia.

Dzień zakończyliśmy ogniskiem, przy którym, wspólnie z mieszkańcami Lubiatowa, rozmawialiśmy na przeróżne tematy. Co jakiś czas padały salwy śmiechu, bo komuś przypomniał się jakiś niecierpiący zwłoki „suchar” lub przez przypadek walnął jakąś gafę. Atmosfera panująca tego wieczoru w obozowisku mówiła tylko jedno: „Jak dobrze, że możemy tutaj być”.