Dołącz

„Poszukuję wolontariuszki – nietypowa prośba”

„Chciałam, żebyśmy obie wiedziały, czego się po sobie spodziewać” - mówi Kinga Danielczyk, stypendystka Akademii Odnalezionych Nadziei, o Dorocie Wojcieszek, wolontariuszce Biura Młodych, z którą na początku sierpnia wyjechała na wolontariat zagraniczny.

W sierpniu 2019 roku napisała do nas Kinga. Swój e-mail zatytułowała „Poszukuję wolontariuszki – nietypowa prośba”. Dowiedzieliśmy się z niego, że od dawna marzy o wyjeździe na wolontariat zagraniczny. W tamtym czasie Kindze udało się już nawiązać kontakt z organizacją wspierającą. Pojawiła się jednak drobna przeszkoda – dziewczyna sama musiała znaleźć asystentkę, która towarzyszyłaby jej podczas całego wyjazdu. Z nadzieją zgłosiła się więc do nas. Ogłoszenie, które przygotowała Kinga, trafiło na naszą wewnętrzną facebookową grupę dla wolontariuszy. I udało się. Po kilkunastu dniach od pierwszego e-maila zgłosiła się Dorota. Od tego czasu w rozmowach z Fundacją Rozwoju Społeczeństwa Przedsiębiorczego uczestniczyły już obie. Po niemal roku i opóźnieniach wywołanych przez pandemię koronawirusa dziewczyny szczęśliwie dotarły na wolontariat do Equacao, Cooperativa de Comercio Justo, czyli organizacji goszczącej z siedzibę w Amarante w Portugali. Spędzą tam kolejnych kilka miesięcy, ale już na początku swojego pobytu podzieliły się z nami tym, co spotkało je dotychczas.

Jakie są Wasze pierwsze wrażenia?

Kinga: Bardzo mi się tu podoba. Jestem pod wrażeniem pracy organizacji, liczby, rodzajów wolontariatu, którymi się zajmuje i sposobu koordynowania tych działań. Wszyscy są ogromnie otwarci i, gdy trzeba, pomocni. Nie czuję by moja niepełnosprawność, moje potrzeby i ograniczenia z nią związane stanowiły dla kogoś problem. Wręcz przeciwnie, wszyscy pytają, czy coś jeszcze można zmienić w budynku, żeby żyło mi się łatwiej i proszą o wskazówki. Mówią otwarcie, że chcą wiedzieć jak najwięcej na przyszłość, więc wygląda na to, że nie będę jedyną wolontariuszką z niepełnosprawnością pracującą tutaj.

Dorota: Od pierwszego dnia w Amarante mogę śmiało powiedzieć, że jestem zauroczona tym miejscem i ludźmi. Miasteczko jest przepiękne, a mieszkańcy uśmiechnięci i bardzo otwarci. Obie z Kingą stwierdziłyśmy, że lepszej organizacji nie mogłyśmy sobie wymarzyć. Jestem pod wrażeniem tego, jak wszystko zostało przygotowane na nasz przyjazd, ile zaangażowania i serca zostało włożone w to całe przedsięwzięcie.

Czy opowiecie coś więcej na temat miejsca, w którym się znalazłyście?

Kinga: Amarante jest przepiękne! Całe miasteczko ma trochę średniowieczny klimat. Podobno zwykle jest po brzegi wypełnione turystami z powodu festiwali. Sama organizacja to dużo więcej niż jeden budynek. Jest tu centrum aktywności młodzieży, część przeznaczona na hostel i kawiarnię, która nawet teraz jest dość popularna wśród mieszkańców. CJ pomaga też współpracując ze szkołami, przedszkolami, domem dziecka, urzędem miasta, domem dla osób starszych i ośrodkiem dla osób z niepełnosprawnościami. Niestety, na ten moment nie we wszystkich tych miejscach możemy bywać. Zdarza się nawet, że mieszkańcy czekają na nowych wolontariuszy, a potem pozdrawiają ich, gdy gdzieś na siebie wpadną, bo wszyscy tu się znają. To, moim zdaniem, najlepiej pokazuje, jak znaczący wpływ ma nasza organizacja na życie mieszkańców miasteczka.

Dorota: Mieszkamy w malowniczej miejscowości na północy Portugalii. Nasz hostel znajduję się tuż obok siedziby organizacji. Ogromnym plusem jest fakt, że budynek został przystosowany tak, żebyśmy mogły swobodnie poruszać się podczas naszych aktywności. Po drugiej stronie ulicy – tuż nad rzeką Tamega – znajduje się mały plac i możemy śmiało powiedzieć, że jest to jedno z naszych ulubionych miejsc na wieczorne spacery.

Co będziecie robić podczas wolontariatu i jak długo?

Kinga: Zostajemy w Amarante do lutego przyszłego roku. Organizacja ma bardzo szeroki zakres działań. Niestety, ze względu na wirusa, przynajmniej na razie, nie odwiedzę domu dziecka czy ośrodka dla osób z niepełnosprawnością. Jak dotąd pisałam artykuły i razem z Dorotą i grupą wolontariuszy z innego stowarzyszenia sprawdziłam dostępność części naszego miasteczka dla osób z niepełnosprawnościami. Owocem naszej wspólnej pracy ma być raport opisujący poziom dostosowania miasta i wskazówki, które mają pomóc tę dostępność zwiększyć. Chcemy dostarczyć raport do władz miasta i wykorzystać sytuację, bo już za rok wybory. Każdy z wolontariuszy realizuje też własne zadanie, którym jest zaprezentowanie tego, co wie, lubi czy umie przed lokalną społecznością, żeby jak najwięcej się od siebie wzajemnie nauczyć.

Dorota: Mogę powiedzieć, że dla mnie to będzie podwójny wolontariat. Z jednej strony, jestem tutaj z Kingą i dla Kingi, żeby wspierać ją w codziennych czynnościach. Z drugiej strony, mam też możliwość uczestniczenia w innych aktywnościach, takich jak współpraca z lokalnymi instytucjami.

Jak przygotowywałyście się do wyjazdu? Jak budowałyście swoją relację?

Kinga: Pamiętam, że gdy rozmawiałyśmy, to często bardzo konkretnie. Jedna pytała drugiej, co na jakiś temat myśli albo jak się zachowuje w konkretnej sytuacji. Ja starałam się jak najdokładniej opowiedzieć i pokazać Dorocie, jak funkcjonuję na co dzień, kiedy potrzebuję pomocy i jak mi jej udzielić. Chciałam, żebyśmy obie wiedziały, czego się po sobie spodziewać. Poza tym zdarzało się czasem, że ktoś znajomy pomagał mi np. wstać, a po jakimś czasie mówił, że chociaż uważnie słuchał, co ma robić, to i tak się stresował, że coś pójdzie nie tak, więc bardzo zależało mi, żeby oszczędzić Dorocie stresu przed nieznanym. Mam nadzieję, że mi się to udało, ale spędzimy ze sobą tyle czasu, że i tak jakieś nieprzewidziane sytuacje się przytrafią.

Dorota: Przed wyjazdem spotkałyśmy się tylko dwa razy, ale przez cały ten czas miałyśmy kontakt telefoniczny. Jeśli chodzi o mnie, zaskakujące było to, że już podczas pierwszej rozmowy telefonicznej bardzo dobrze nam się rozmawiało i w wielu kwestiach miałyśmy podobne podejście. Dla wielu jest to zaskoczeniem, że nie znałyśmy się przed wolontariatem i że tak dobrze się dogadujemy. Zależy nam, żeby czas spędzony w Portugalii dla nas obu był komfortowy, dlatego tak ważne jest żebyśmy potrafiły otwarcie mówić o rzeczach, które nas nurtują lub które chciałybyśmy zmienić. Chcemy przywieźć do Polski same dobre wspomnienia.

Co czułyście, kiedy pandemia raz po raz krzyżowała plany i przesuwała termin wylotu?

Kinga: Z jednej strony, pamiętam, jak bardzo dłużyły mi się te miesiące, ale z drugiej, głową byłam już wtedy w Portugalii. Jeśli mam wyciągnąć z opóźnień jakiś pozytyw, to pozwoliły mi one zamknąć rok na uczelni i miałam czas na poukładanie sobie wszystkiego w głowie. Nie nazwałabym jednak tego czasu odpoczynkiem, bo przeżywałam wtedy dużo trudnych emocji. Śmiałam się sama do siebie, że chociaż nigdy nie latałam samolotami, to dzięki przedłużającym się trudnościom, zostałam mistrzynią zmieniania rezerwacji. Dzień przed wylotem cały czas wydawało mi się, że zaraz znowu zmienią nam się plany, że znowu zostanie nam czekanie, ale za czwartym razem się udało

Dorota: Nie ukrywam, że dla mnie ten czas był dosyć trudny. Oczywiście wiedziałam, że uda nam się wylecieć, ale okres całego wolontariatu się przez to wydłużył i wiele rzeczy musiałam sobie przeorganizować. Początkowo miałyśmy wylecieć w maju, udało się dopiero 2 sierpnia. Wiedziałyśmy, że jest to kwestia na którą nie mamy wpływu i musimy to po prostu przeczekać. Przekładałyśmy termin kilka razy, ale w końcu udało Nam się dolecieć do Portugalii – przez Barcelonę.

Kindze i Dorocie życzymy wspaniałego czasu w Amarante, a maturzystów i studentów zachęcamy do zgłoszenia się do Akademii Odnalezionych Nadziei. Jak widać, bycie jej stypendystą nie tylko ułatwia studiowanie, ale czasem także łączy ludzi.

Anita Morga