28 lipca 2010
Traciliśmy czas na niepotrzebne czynności albo zbyt długie podejmowanie prostych decyzji, mieliśmy problemy ze współpracą. Te elementy musimy dopracować i zmienić. Jednakże dzisiejsza praca sprawiała nam wielką frajdę, co zachęcało do działania mimo upału i zmęczenia.
9 lipca 2010, piątek – Lubiatowo czeka! Godzina odjazdu: 6.14 Po wielu godzinach podróży dotarliśmy! My, czyli prawie wszyscy z naszej dziewiątki wolontariuszy Biura Młodych: Asia, Magda, Julka, Piotrek, Tomek i Karol oraz Beata, która wsiadła w Warszawie. Dwie pozostałe wolontariuszki, Ola z Anią, dotrą później. Nasze wspaniałe Kasia Walaszek i Ania Flasza przywitały całą grupę dopiero w Lubiatowie. Każdy z nas wiedział, że nie przyjeżdżamy po to, by błogo wylegiwać się na słońcu i zażywać kąpieli, lecz się szkolić, by być jeszcze lepszym we wspólnym działaniu. Wieczorem wybraliśmy się na plażę. W celu lepszego poznania każdy z nas zaprezentował własną osobę, mówiąc kilka słów o sobie oraz wskazując swoje mocne strony pomocne w pracy zespołowej. Pytaniem, które każdemu sprawiało sporo kłopotu było: „Co możesz dać od siebie grupie?”
10 lipca 2010, sobota – uczymy się współpracować z sobą Precyzja, precyzja, precyzja! Tego nam zdecydowanie brakuje. Pierwszym naszym zadaniem było stworzenie listy zakupów z artykułami spożywczymi, które będą nam potrzebne do przeżycia tego weekendu. Nikt z nas nie pomyślał, że, pisząc słowo „cytryna”, dostaniemy rzeczywiście jeden owoc, a nie kilka sztuk. Chleba z kolei nie wpisaliśmy… Cóż, mamy nauczkę na przyszłość, odtąd już zawsze będziemy konkretyzować listę zakupów. Trochę desek, gwoździ, młotek czy kamień, chętne ręce do pracy i współpraca: chłopcy zbudowali dzisiaj stół i ławkę! Z kolei dziewczyny zabrały się za mniej forsowne zadania – wieszanie dekoracji czy sprzątanie byłego obiektu wojskowego, gdzie mieściła się nasza prowizoryczna kuchnia. Dzisiaj dołączyła do nas kolejna wolontariuszka, Ola, która jest od niedawna w Fundacji. Wyjazd szkoleniowy jest jej pierwszą „akcją”, jednak Ola bez problemu od razu nawiązała bliski kontakt z grupą. Na plażę dotarliśmy dopiero późnym wieczorem, ponieważ pochłonęły nas sprawy porządkowo- organizacyjne. Chłopcy zrobili tablicę informacyjną z nazwą obozu „De facto”. Słowa te były nieprzypadkowe. Karol wypowiadał je bardzo często, przez co wszyscy zaczęli ich nadużywać aż do końca wyjazdu. Chwilę po „De facto” powstało motto wpisane na tablicę: „Lepiej Wszystko niż Mimo”. Nad morzem podsumowaliśmy dzisiejszy dzień. Kasia i Ania pochwaliły nas za nasze działania, jednak miały również sporo uwag. Traciliśmy czas na niepotrzebne czynności albo zbyt długie podejmowanie prostych decyzji, mieliśmy problemy ze współpracą. Te elementy musimy dopracować i zmienić. Jednakże dzisiejsza praca sprawiała nam wielką frajdę, co zachęcało do działania mimo upału i zmęczenia.
11 lipca 2010, niedziela – „Lubię to i owo, bo czeka Lubiatowo…” Jesteśmy już w komplecie. Przyjechała Ania. Nadszedł też czas, by wykonać zaległe zadanie: stworzenie własnej piosenki, która będzie się kojarzyć z naszym obozem. Poszliśmy na plażę, gdzie wspólnie ułożyliśmy do niej słowa. Oprawę muzyczną zapewnił nam Tomek grając na… flecie! Kolejne zadanie: podchody. Kilka zdjęć terenu, w odległości 5 kilometrów w każdą stronę od naszego obozu. Tam ukryto informacje pomagające w dotarciu do celu. Niestety, podchodów nie wygraliśmy. W zadaniu najważniejszy był odpowiedni podział na podgrupy. Nam to się udało. Jednak mimo to nagrody – wieczornego spotkania przy grillu – nie dostaliśmy. Wieczorem próbowaliśmy się zmierzyć z plandeką, która miała chronić nasze namioty przed słońcem, a w razie opadów – przed deszczem. W końcu, późnym wieczorem, zawisła. Jest ciężko, dużo pracujemy, ale jak to sami stwierdzamy w tekście naszej piosenki: „De facto fajnie jest,
12 lipca 2010, poniedziałek – pierwsza pomoc Rano wiatr zerwał plandekę. Szkoda nam czasu poświęconego na jej montaż. Dzisiejszy dzień minął pod znakiem pierwszej pomocy. Przyjechali do nas ratownicy z Gdyni: Wojtek i Rafał. Przez cały dzień szkolili nas. Część dnia spędziliśmy na plaży, gdzie między innymi pokazali nam, jak bezpiecznie transportować poszkodowanego używając noszy. Dzisiaj tylko jedno zadanie. Donieść z naszego terenu na plażę kubek pełen wody, umieszczony na rozpiętym materiale trzymanym za rogi. Zadanie, które miało nas nauczyć współpracy z sobą i zaufania do innych, udało się. „Spacer” zakończyło wypicie przez Wojtka naszej cennej wody, o którą tak dbaliśmy przez całą drogę. Wieczorem przyjechała do nas pani Gosia, która poprowadzi jutro szkolenie.
13 lipca 2010, wtorek – szkolenie z panią Gosią Tuż po śniadaniu rozpoczęliśmy szkolenie z panią Gosią, która jest oligofrenopedagogiem. Jednym z elementów spotkania było wczucie się w sytuację osób niepełnosprawnych. W tym celu każde z nas musiało pokonać pewien wyznaczony odcinek drogi na wózku inwalidzkim (przeszkodami nie do pokonania – bez pomocy innych osób – okazały się zwykłe progi czy piasek). Następnie założyliśmy okulary zaklejone w różny sposób taśmą: niektórzy całkowicie byli niewidomi, inni mieli ograniczone pole widzenia, kolejni rozpoznawali jedynie światło. Zdecydowaliśmy się zjeść obiad bez używania zmysłu wzroku. Przyniosło nam to sporo trudności, czasami komicznych sytuacji, ale tak naprawdę nikt z nas nie chciałby się znaleźć na miejscu osoby niewidomej… Zatyczki do uszu wprawdzie ograniczały słyszenie, ale nie eliminowały go całkowicie. Aby wczuć się w sytuację osób niesłyszących, zakleiliśmy sobie usta taśmą, by nie rozmawiać. Tak rozłożyliśmy namiot porozumiewając się bez słów. Wieczorem nadszedł czas na rozrywkę. Zorganizowaliśmy prawdziwy „Taniec z Gwiazdami” ze wspaniałymi tancerzami oraz jury.
14 lipca 2010, środa – szkolenie z Anią, czas zacząć działać! Dzisiaj szkolenie poprowadziła Ania Flasza, która mówiła nam, czym jest projekt i jak go dobrze wykonać. Dowiedzieliśmy się, że najważniejszy jest dobry plan z uwzględnieniem wszystkich aspektów na etapie jego tworzenia. Ania zaoferowała nam kilka zadań mających na celu opanowanie umiejętności wykonania dobrego projektu, od etapu planowania do jego wykonania. Od początku pobytu wiedzieliśmy, że środa będzie bardzo ważnym dniem. Po obiedzie otrzymaliśmy bojowe zadanie: w sobotę na terenie byłych wojsk rakietowych mamy zorganizować festyn integracyjny dla mieszkańców Lubiatowa i okolic, ze szczególnym uwzględnieniem osób niepełnosprawnych. Krótko mówiąc: nasza dziewiątka ma go poprowadzić od samego początku aż do końca. Zaczęliśmy od „burzy mózgów” (na szkoleniu z Anią dowiedzieliśmy się, że warto zacząć od takiego działania). Każdy z nas miał plik pustych karteczek, na których wypisywał wszystkie pomysły, jakie się kojarzyły z organizacją festynu. Ania nam dobrze podpowiedziała: na dużej tablicy, gdzie przykleiliśmy nasze małe karteczki pojawiło się już prawie wszystko, o co musimy zadbać: bezpieczeństwo, nagłośnienie zabawy, zaproszenie mieszkańców i turystów etc. Dzisiejszego dnia odwiedziła nas pani Aniela z Koła Gospodyń Wiejskich, która opowiedziała o organizacji tego typu festynów. Nie ukrywamy, że bardzo nam pomogła i podała wiele przydatnych kontaktów do ludzi, którzy mogą pomóc. Po paru godzinach wspólnej pracy, zakończonej stworzeniem „wspaniałego” planu z uwzględnieniem niemalże wszystkiego, nadszedł czas na rozdzielenie zadań. Wbrew pozorom okazało się to dość trudne. Przy podziale zadań chyba się trochę pogubiliśmy i nie wiedzieliśmy, od czego zacząć jutrzejsze działanie. Ok. 3 w nocy z pomocą pospieszyły nam Ania i Kasia, które podniosły nas na duchu i pomogły rozdzielić zadania.
15 lipca 2010, czwartek – planowanie czas wprowadzić w etap realizacji! Dzisiaj odwiedziła nas pani Ania Dymna, która jest tutaj na wakacjach. Zjedliśmy razem obiad w miłej atmosferze i zaprosiliśmy ją serdecznie na festyn i wróciliśmy do przygotowań. Zgodnie z wczorajszym podziałem zadań, każde z nas zajmowało się swoją „działką”. Piotrek, Karol i Tomek zajęli się zapewnieniem bezpieczeństwa w miejscu zabawy oraz dostosowaniem terenu dla wózków inwalidzkich. Magda zajęła się wykonaniem plakatów, ulotek oraz wjazdówek do lasu dla osób niepełnosprawnych. Beata zadbała o kontakt z telewizją TTM (Twoją Telewizją Morską), radiem oraz gazetami. Reszta, czyli Ola, Ania, Asia i Julka, zapewniła atrakcje i ułożyła plan imprezy. Najtrudniej było wykonać pierwszy telefon. Później wszystko szybko się potoczyło: dziesiątki telefonów, kursy samochodem do wsi. Organizując samodzielnie festyn w tak krótkim czasie, przekonaliśmy się, jak wiele elementów składa się na takie przedsięwzięcie. Należy pomyśleć dosłownie o wszystkim; tak, aby uczestnicy bawili się dobrze i zapewnione było bezpieczeństwo imprezy. Bardzo ważne są również sprawy formalne, których należy bezwzględnie dopilnować. Wieczorem, gdy podsumowaliśmy dzień, okazało się, że większość zaplanowanych na dzisiaj działań się udała.Wszystko zmierza w dobrym kierunku. Odprężeniem po ciężkim dniu było wieczorne ognisko w miłej atmosferze.
16 lipca 2010, piątek – „jeszcze tylko nagłośnienie i plakaty…” Skąd wziąć to nagłośnienie? Przecież bez mikrofonu oraz głośników ani rusz! Próbowaliśmy dosłownie wszędzie; pytaliśmy dyrektora szkoły, księży, redaktora z telewizji, właścicieli restauracji… Bez pozytywnego odzewu: albo sprzętu nie posiadano, albo odmawiano nam pożyczenia go. Jednak niepowodzenie szybko zostało przyćmione wielkim sukcesem Tomka, który odniósł sukces w fundraisingu: w Choczewie zdobył aż 100 kiełbasek, ogromny kosz chleba, a także sporo artykułów biurowych. Bardzo pomogli nam też harcerze, którzy dzisiaj z naszymi chłopcami zbudowali scenę. Z kolei Magda zaprojektowała ładne plakaty, które zostały wydrukowane w Urzędzie Gminy, a następnie rozwieszone w okolicy. Najczęściej słyszanym przez nas zdaniem podczas tych ostatnich dwóch dni, było stwierdzenie: „Szkoda, że tak późno z tym do mnie przychodzicie. Teraz to już niewiele się da załatwić”. Zawsze z uśmiechem tłumaczyliśmy: „Mieliśmy tylko 2,5 dnia na organizację festynu!”. Późnym popołudniem załatwiliśmy nagłośnienie od naszego sąsiada, pana Stróża! A szukaliśmy tak daleko…
17 lipca 2010, sobota – lubimy pomagać. W końcu jesteśmy Wolontariuszami! TEN DZIEŃ. 10.00. Czekamy na pierwszych gości. Ale… gdzie harcerze? Mieli być jeszcze przed rozpoczęciem festynu! W końcu docierają spóźnieni. Ich pomoc okazuje się nieoceniona dla naszej dziewiątki. Kasia z Anią również nam pomagają obsługując namiot fundacyjny. Ludzi coraz więcej, rozpoczynamy festyn. Wszystko odbywa się zgodnie z planem, zaproszeni goście docierają na czas, jedynie dziewczyna w kucykiem nie przychodzi ze względu na upały. Na mieszkańców i turystów czekają liczne atrakcje, m.in. występ scholi, 8-letniej Marty Łaszewskiej z rozszczepem kręgosłupa, pokaz haftów pani Ewy Świątek chorej na stwardnienie rozsiane, pokaz tańca belgijskiego oraz pierwszej pomocy, przez harcerzy, pokaz akcji przez ratowników WOPR, występ Ochotniczej Straży Pożarnej z Wierzchucina, opowieści pana leśniczego, kurs języka migowego prowadzony przez Magdę oraz loteria z nagrodami. Mamy też Kącik Malucha, gdzie dzieciaki mogą mieć malowane twarze czy same tworzyć rysunki na ścianie. Niecodzienną atrakcją są przejażdżki na Harleyu dzięki wielkiej uprzejmości niejakiego pana UFO- motocyklisty w skórze z prawdziwego zdarzenia. Około 13.00 przyjeżdża do nas na rowerze gość w wolontariackiej koszulce. To pani Ania do nas zawitała robiąc niezwykle miłą niespodziankę gościom! Ostatnią, największą atrakcją festynu integracyjnego, jest pokaz Ochotniczej Straży Pożarnej. Niestety, w międzyczasie zaczyna padać. Część uczestników festynu opuszcza teren zabawy. Jednak to nie przeszkadza w kontynuacji występu. Straż, wraz z nami, przenosi się do byłego obiektu wojskowego, gdzie ma wspaniałą, zieloną, publiczność. Po odjeździe Orkiestry, oddychamy z ulgą. Udało się! Jesteśmy z siebie dumni i możemy powiedzieć, że zrobiliśmy kawał dobrej roboty. Po południu przyjechali wolontariusze z drugiego turnusu. My tymczasem dostaliśmy na zakończenie wręcz małej „głupawki”. Aby rozładować stres zaczęliśmy się śmiać, tańczyć boso , bawić się… Chwilę później przyszedł smutek spowodowany świadomością, że to już naprawdę koniec, czas się pakować. Dzisiaj opuściła nas Ania, wróciła do Poznania. Wieczorem zrobiliśmy grill (w końcu mamy aż 100 kiełbasek) dla nas i kolejnej grupy, Czas na pożegnanie z morzem.
18 lipca 2010, niedziela – zbyt fajnie, by wracać To już koniec? Wydaje się, że dopiero przyjechaliśmy! Jak szkoda wracać… Teraz kolej na następną grupę, która dotarła wczoraj do Lubiatowa. Rano trasa przez Wejherowo, Gdynię do Warszawy i Krakowa. Jedynie Ola wracała osobno, z rodzicami. Zmęczeni, większość podróży spaliśmy. Już w pociągu zatęskniliśmy za Lubiatowem i Kasią, która tam została. W konspiracji przed innymi pasażerami ruszyliśmy wraz z telefonem i fletem do… pociągowej ubikacji! Zadzwoniliśmy do Kasi W., by zaśpiewać jej naszą piosenkę. Przez zaledwie tydzień niesamowicie zżyliśmy się z sobą, poznaliśmy się z innej strony wspólnie przeżywając sukcesy i porażki. Myślimy, że odbyte szkolenia bardzo dużo nas nauczyły; efektywniej planujemy czas potrzebny na wykonanie odpowiedniego zadania, lepiej współpracujemy z sobą, potrafimy rozważać różne rozwiązania danego problemu i wybierać najlepszą możliwą opcję. A wszystko za sprawą naszych wspaniałych pracowniczek: Kasi Walaszek i Ani Flaszy, które były z nami przez cały tydzień oraz Fundacji Anny Dymnej „Mimo Wszystko”. DZIĘKUJEMY!!! Autorzy: Julia Dziadkowiec, Magdalena Rzymkowska, Karol Przyborowski, Tomasz Czapiewski, Beata Krupa, Anna Antkowiak, Joanna Wolny, Aleksandra Skublewska |