Dołącz

4 sierpnia 2010

Wolontariacki dziennik z obozu w Lubiatowie (cz. 2)

Przyjechała z wykładami Małgosia – oligofrenopedagog. Do południa przerabialiśmy zagadnienia dotyczące osób niepełnosprawnych i ich życia. Tematyka powiązana: medycyna, psychologia, praca, edukacja, bezpieczeństwo, ekonomia, zagadnienia prawne.

Niedziela, 18.07.2010 r.

Wstaliśmy o 8.00 rano na wspólnie śniadanie. Potem dostaliśmy zadania do wykonania na dzisiejszy dzień, między innymi: wieszanie plandeki nad namiotami, napisanie piosenki na poniedziałkowy wieczór, poprawienie gąbkowych chodników i ławek oraz wymyślenie nazwy dla naszego turnusu. Doszliśmy do wniosku, że, w kwestii nazwy, należy oddać szacunek Kasi Walaszek, kierowniczce Biura Młodych Fundacji Anny Dymnej „Mimo Wszystko”. Kasia stała się główną organizatorką obozu w Lubiatowie, a przez cały rok koordynuje naszymi działaniami na rzecz osób potrzebujących wsparcia. Postanowiliśmy więc, że nasz obóz będzie nosił nazwę „Ptaszki Walaszki”. Nam się ta nazwa bardzo podobała, jednak Kasia wielkiego entuzjazmu nie okazywała. Cóż… Wszyscy wiemy, że nasza Szefowa jest skromna.

Wzięliśmy się do pracy od razu, po śniadaniu, dzieląc się obowiązkami (żeby było szybciej). Nie udało się zrobić wszystkiego tego dnia. Dostaliśmy też zadania na dzień kolejny, np. wieszanie plandeki, która była zmorą każdego z nas. Po obiedzie, gdy wszyscy myśleliśmy, że możemy spokojnie wypić herbatę i zająć się plandeką, zostaliśmy zaskoczeni informacją naszego kolegi Michała, który, wraz ze swoimi przyjaciółmi, przyjechał do nas w sobotę wieczorem mówiąc, że zgubił się jadąc na Grunwald –  co oczywiście było nieprawdą. Wszystko zostało wcześniej zaplanowane, a my zostaliśmy nieziemsko wkręceni.

Michał po obiedzie rzucił nam linę na stół mówiąc: „Wy nam obiad, my wam deser” i  się zaczęło. Gra polegała na tym, że każdy z nas trzymał linę; jedna osoba wchodziła do środka i, idąc po linie, którą  trzymała reszta, miał powtarzać po kolei imiona poszczególnych członków grupy. To był początek naszej przygody z Michałem i jego znajomymi. Po grze dostaliśmy wskazówkę. Ruszyliśmy w las, gdzie czekały na nas przeróżne niespodzianki: mosty linowe, szukanie nowych wiadomości, drzewa i wysokości, z którymi się zmagaliśmy. Między nami mieliśmy cichą bohaterkę, która przezwyciężyła swoje lęki. Każdy był dla niej pełen podziwu.

Gdy przyszedł wieczór, byliśmy skonani i bardzo głodni. Dotarliśmy z GPS-em, który dostaliśmy wcześniej od medytującego pustelnika, żeby znaleźć ostatnią wskazówkę. Jak się okazało była ona na terenie naszego ośrodka. Znaleźliśmy skrzynkę. Myśleli, że to zakupy, które rano zdaliśmy Kasi Walaszek. Jednak, ku naszemu zdziwieniu, w skrzynce była kartka, ptasie mleczko i koszulki z napisem „Lubiatowo 2010”. Każdy wybrał rozmiar dla siebie i poszliśmy robić kolację. Dzień był męczący i zwariowany, ale udany.

 

Poniedziałek 19.07.2010 r.

Przybyli instruktorzy ratownictwa medycznego z Gdańska. Wojtek i Rafał. Do południa wykłady z pierwszej pomocy. Resuscytacja. Ćwiczenia praktyczne. Sztuczne oddychanie i masaż serca na fantomie. Każdy z nas po kolei. Potem zakładanie temblaka z chusty trójkątnej. Po południu szkolenie z opatrywania ran i transport rannego nad morze. Tam, na plaży,  ciąg dalszy zabiegów reanimacyjnych, stabilizacja i unieruchomienie poszkodowanego z urazem kręgosłupa, stabilizacja odcinka szyjnego. Nosze z rannym do pionu, nawet był „helikopter”. Kasię Walaszek tak unieruchomiliśmy, że na noszach, bezpiecznie, zaliczyła fale Bałtyku. Później z wody, w pionizowanych noszach, patrzyła na plażę i swoich „oprawców”, czyli ratowników. Niezapomniane chwile jej szczęścia i nas także.

Świetni młodzi wykładowcy. Zaprosiliśmy ich na piknik. Wieczorem Kasia Walaszek dopilnowała, przy współpracy z Anitą, aby każdy podpisał i zapoznał się z umową, czyli porozumieniem o współpracy wolontariackiej. Dotyczyło ono naszego obozu szkoleniowego.

 

Wtorek, 20.07.2010 r.

Przyjechała z wykładami Małgosia – oligofrenopedagog. Do południa przerabialiśmy zagadnienia dotyczące osób niepełnosprawnych i ich życia. Tematyka powiązana: medycyna, psychologia, praca, edukacja, bezpieczeństwo, ekonomia, zagadnienia prawne. Po południu ćwiczenia praktyczne, jazda-slalom na wózku inwalidzkim, pokonywanie przeszkód terenowych. Następnie praca z ociemniałymi: orientacja przestrzenna, czucie dotyku. Mieliśmy zasłonięte oczy ciemnymi okularami. Każdy referował swoje wrażenia. Potem temat głuchoniemych. Gosia przydzieliła zadania praktyczne w grupach. Łącznie z przygotowaniem posiłku. Taśma zalepiła nam „gęby”. Trzeba było sięgnąć do gestów i pisania. A to wszystko nie takie proste. Dało nam to wiele do myślenia. Zajęcia b. ciekawe.

Po południu krótka wizyta Pani Ani Dymnej,  która śmignęła do nas na swoim rowerze; pytanie, jak czuje się II turnus; odpowiedź grupy: doskonale. Wieczorem wykłady Kasi Walaszek – analityczne omawianie problemów i zadań. Myśleliśmy, że to luźny obozik, a tu takie solidne przeszkolenie.

 

Środa, 21.07.2010 r.

… koniec „beztroski” – początek działania. Dzień jak każdy, zaczęliśmy od wspólnego śniadania, następnie chwila przerwy przy herbacie lub kawie i do roboty. Zaczęliśmy od szkolenia z Michałem, które miało nam pomóc w późniejszych działaniach, a konkretnie w zorganizowaniu pikniku integracyjnego w sobotę! Michał opowiedział nam o zasadach fundraisingu i postawił przed nami 2 zadania, które miały nam pomóc zrozumieć działanie pewnych mechanizmów, a mianowicie: że nie zawsze tanie znaczy dobre i odwrotnie, że trzeba szukać rozwiązań dobrych i wymagających niewielkich nakładów siły oraz czasu, i by przy tym wykorzystać dany nam czas i materiał jak najlepiej. Zadania dostarczyły nam sporo zabawy. Polegały one na budowaniu schronu dla VIP-a (surowego jajka) przy użyciu jak najmniejszej ilości materiałów (możliwie najtańszych), co nie zawsze szło w parze z jakością, ale sprostaliśmy; na oddzieleniu piasku od gwoździ, gdzie w tym przypadku były one skarbem, a worek z piachem kopalnią. Tu pojawiła się pewna trudność – patenty! Każda grupa, która coś wymyśliła – a nie chciała, by użyli tego pomysłu inni – zapisywała swój pomysł na tablicy patentów. Było sporo zabawy i rywalizacji, ale każdej grupie, na swój sposób, się udało. Po tak spędzonym przedpołudniem zasiedliśmy do obiadu. Po zregenerowaniu sił przystąpiliśmy w końcu do głównego zadania naszego pobytu w Lubiatowie – zorganizowania pikniku. Zaczęliśmy od burzy mózgów, gdzie wielkich wyładowań nie było, a jak na burze, a raczej jej skutki przystało, powstał bałagan na tablicy z pomysłami. Na szczęście mieliśmy Kasię W. Po wyznaczonym czasie na wymyślanie i kształtowanie pomysłu na sobotnie popołudnie z miejscową ludnością przybyła Kasia, by usłyszeć nasze propozycje, doradzić, wesprzeć nas słowem. I się zaczęło: „Myślicie, że to dobry pomysł”, „Przemyślcie to”, „Czy każdy będzie czuł się z tym dobrze?”… Po tak budującej rozmowie nastał czas na kolację i rozpoczęcie przygotowań. Po raz pierwszy ujrzeliśmy plakat poprzedniej grupy. Wcale nam to nie pomogło, bo okazał się niemal taki sam jak nasz (pierwsze schody)! Poznaliśmy atrakcje tamtej grupy, na szczęście mieliśmy inne pomysły.

Zrobiliśmy baner informacyjny o pikniku, który wyszedł całkiem nieźle jak na robiony odręcznie za pomocą mazaków i kawałka materiału. Po tak spędzonym dniu w końcu trafiliśmy do swoich namiotów, by wyspać się, zregenerować siły, by jak najlepiej stawić czoło kolejnemu dniu pełnemu wyzwań i pracy. Do soboty czasu jest coraz mniej.

 

Czwartek, 22.07.2010 r.

Po wczorajszej burzy mózgów i tworzeniu banera reklamowego do późnych godzin nocnych,  z rana, po odwiezieniu naszej wolontariuszki na dworzec w Choczewie, ekipa „Zielonych” w składzie: Ola, Anita, Filip i Gosia ruszyła do akcji w terenie. Załatwili mnóstwo spraw,  m.in. konie ze stadniny, które były atrakcją dla dzieciaków, nagrody, które dzieci mogły wygrać w różnych zabawach i loteriach fantowych, wydrukowali plakaty i ulotki z informacją o naszym pikniku, zawiesili baner w centrum Choczewa. W tym samym czasie Patrycja i Kazio zajęli się organizowaniem harcerzy, którzy w dniu pikniku przyszli, by nam pomóc. Paula zajęła się remanentem nagród oraz ich rozdzielaniem, a Paweł przygotowywaniem terenu, aby osoby niepełnosprawne miały jak najmniej utrudnień podczas pikniku. Koło godziny 11 do obozowiska zjechali Filip, Gosia, Ola i Anita, zmęczeni, ale zadowoleni z tego, co im się udało załatwić. Podzieli się z nami informacjami, zjedli śniadanie i dalej do pracy ruszyli, bo każda minuta była cenna. Na porę obiadową dotarli Kazio i Patrycja, niestety, z niedobrymi wiadomościami: harcerze wyjeżdżają jutro i nie będziemy mieli pomocy z ich strony podczas pikniku.

Po obiedzie zaczęliśmy dzielić się zadaniami, kto będzie za co odpowiedzialny; plan dnia na dalsze popołudnie oraz na kolejne dni; rzeczy ważne i ważniejsze do załatwiania. Atmosfera powoli stawała się, niestety, coraz bardziej nerwowa. Zauważyły to chyba Kasia Walszek oraz Kasia Bąk i kazały nam się szybko zebrać całą grupą. Zabrały nas nad morze, aby przewietrzyć nasze umysły. Wypad okazał się świetnym pomysłem. Widzieliśmy zachód słońca, w międzyczasie Michał S. urządził nam sesję fotograficzną, Kasia Walaszek przeprowadziła lekcje aerobiku, śpiewy, śmiech towarzyszyły nam przez kilka godziny. Zregenerowaliśmy siły. Po powrocie z plaży przygotowaliśmy szybko kolację, potem jeszcze zebranie przy tablicach, dogadanie szczegółów odnośnie jutrzejszego dnia i większość z nas padła jak kawki w swych namiotach, by następnego dnia ruszyć z nową energią do przygotowań.

 

Piątek, 23 lipca 2010 r.

Po śniadaniu – odprawa, przypomnienie zadań, jakie nanieśliśmy wczoraj na tablicę. Wobec niepodjęcia zaproszenia przez harcerzy z Mińska Maz., Oławy i Koła (tłumaczyli się swoimi zaplanowanymi imprezami), Kazio pojechał rowerem kilkanaście kilometrów  do zgrupowania trzech podobozów harcerskich w lasach wsi Szklana Huta (uroczysko „Róża Wiatrów”). Po sympatycznej rozmowie z panią komendant zgrupowania (harcerze z Lęborka i Rybnika ), nasze zaproszenie na piknik zostało przyjęte radośnie. Z najstarszej grupy harcerzy  z Lęborka otrzymaliśmy pomocny nam umundurowany dwuosobowy patrol służby drogowej na czas pikniku. Reszta harcerzy dotrze lasami i pieszo do Lubiatowa. Harcerze zaśpiewają w naszej bazie piosenki i wezmą udział w konkursach z nagrodami. Wszystko odbyło się jak wzajemnie ustalono. Reszta wolontariuszy kontynuowała  zadania z poszczególnymi osobami w Choczewie. Spisali się dzielnie. Nasi reprezentanci: Ola, Gosia Anita oraz dżentelmen informatyk Filip swoją kulturą, urodą i wdziękiem przełamywały skutecznie „urzędowe procedury”. Wiele zadań ustalonych na obozowisku  zostało wykonanych bez ponoszenia kosztów. Miejscowi, na widok zielonych koszulek z nazwą fundacji  Anny Dymnej, otwierali swoje serca „na oścież”. Po obiedzie trwała budowa sceny (Czyżu, Kaziu, Gosia, Paula, Pati) oraz szykowano miejsce dla kowala. Tam konieczna była instalacja elektryczna. Kadra, która niby miała tylko nad nami „czuwać”, też ostro z nami pracowała.

 

Sobota, 24 lipca 2010 r.

Po pracowitej nocy nastąpiło porządkowanie i likwidacja legowiska w rakietowni:  znosimy karimaty i pakunki w jedno miejsce, ustawiamy nagrody, przybory do konkursów, zgodnie z zadaniami grup osobowych. Śniadanie. Hangar uporządkowany w całości, kadra przeniosła swoje legowisko do nas. Taśmą oddzieliliśmy miejsce dla gości i widzów pikniku. Wynosimy stoliki i krzesła na nasze stanowiska, gdzie pracujemy parami, według ustalonego programu. Naklejamy strzałki i kierunkowskazy dla publiczności. Wszystko wygląda estetycznie. Zakładamy i oznaczamy taśmą firmową miejsce parkingu przed bramą (Anita i Kaziu). Ostatnie podsypki piaskiem pod gumowymi płytami, żeby było bezpiecznie na pikniku.

Lekka trema przed godz. 11 – to godzina rozpoczęcia pikniku. Ze smutkiem, ale i czcią  przypinamy(Anita i Gosia) na nasze zielone koszulki czarne kokardki, bowiem w  przeddzień pikniku integracyjnego Kasia  Walaszek otrzymała smutna wiadomość  z Krakowa o śmierci jednego z naszych wolontariuszy, Jacka.

Przed godz. 11 komendantka zgrupowania harcerzy z Lęborka  przywiozła nam  na nasza prośbę 2-sobowy patrol służby drogowej: druhnę  Paulinę Król i druha Bartosza Reszko.

Na teren ośrodka wpuszczali oni tylko za opracowanymi przez nas wcześniej specjalnymi przepustkami (wjazdówki). Na ich wydawanie dało  pisemne zezwolenie Nadleśnictwo Choczewo. Na szlabanie pełniliśmy kolejno godzinne dyżury, wspólnie z jednym z naszych posterunkowych harcerzy (oni się też wymieniali). Goście i niepełnosprawni również dostawali wjazdówki na czas pikniku (dziękujemy Nadleśnictwu w Choczewie). Reszta osób dojeżdżała rowerami bądź przybywała pieszo.

O 17, po udanym pikniku, zjedliśmy obiad. Byliśmy zmęczeni, ale szczęśliwi. Po krótkim odpoczynku kadra: Kasia  Walaszek, Kasia Bąk, Michał, Pani Maja Jaworska i Kasia – żona Michała pierwsi zaczęli likwidację obozowiska. Dołączyliśmy do nich znosząc ciężkawe maty gumowe z miejsca estrady – „Alei Gwiazd” – i trasy do umywalni oraz naszej stołówki, czyli sali wykładowej; Michał i Czyżu nakładali maty na przyczepkę, a stróż p. Włodek podpinał ten skład (przyczepkę) do swojego malucha. Następnie odjeżdżali do magazynu. Znosiliśmy w jedno miejsce worki ze śmieciami. Zaczęliśmy przed wieczorem ściągać zewnętrzne oświetlenie i niektóre dekoracje. Do hangaru wnieśliśmy na noc namiot, biały „Wezyrek” – ten od promocji i namiot duży (tam, gdzie była pierwsza pomoc). Na wieczorną kąpiel i pożegnanie z morzem, które na dobre się rozbujało białymi grzywaczami, poszli tylko Filip i Kazio. Kąpieli zażył tylko Filip. Kaziu, zawsze chętny do kąpieli, tym razem, jako starszy ratownik wodny, ubezpieczał Filipa.

 

Niedziela, 25.07.2010 r.

Odjazd II turnusu. Rano zwijanie legowiska w hotelu „Rakieta”. Porządkowanie miejsca, śniadanie z kadrą F MM zwijanie oświetlenia w rakietowni, elektryki zewnętrznej, dekoracji na drzwiach nr 1 hangaru i nr 2 (tam gdzie śniadaliśmy). Sprzątamy wszyscy: pracownicy Fundacji i wolontariusze: Gosia, Paula, Pati,  Filip, Czyżu i Kazio (raniutko Anitkę i Olę Habel zabrali rodzice. W południe swoim samochodem odjeżdża Filip. Zabiera do Krakowa Gosię, Paulę i Czyża.

Czułe pożegnanie z Kadrą. Kadra w szeregu honorowym, kciuki do góry, żegna wolontariuszy. Po południu kolega z Gdańska zabiera Kazia i Pati na dworzec do Gdańska. Podobnie czułe pożegnanie. Kadrę czeka jutro trudny dzień załadunkowy. Szkoleniowy tydzień minął szybko. Było pracowicie, ale wspaniale – żal odjeżdżać, ale świadomość, że byliśmy szkoleniowym „pionierskim” turnusem dodaje nam radości i dumy. „Lubiatowo się rozkręciło” i tak jak w piosence  braci Golców: „Tu  na razie jest ściernisko, ale będzie MIMO WSZYSTKO.” No i jak w naszej obozowej piosence: „Lubiatowo, Lubiatowo – tutaj będzie odlotowo. Lubiatowo, Lubiatowo – tu zmieniamy świat na nowo”.

 

 

Autorzy: Małgorzata Kopyciak, Paulina Blukacz, Patrycja Cieszkowska, Katarzyna Folga, Filip Milczanowski, Paweł Czyż, Anita Mentel, Aleksandra Habel, Kazimierz Niemierka